Darowizny na rzecz Stowarzyszenia
Bank PEKAO S.A o/Kraków
28 1240 1431 1111 0000 1045 1072
"Zostałem powołany zanim się urodziłem", "Sursum Corda", "Psychologia życia", "Każda osoba jest istotą świętą", to są myśli, które przychodzą mi do głowy kiedy wspominam moje życie. Są one zakorzenione głęboko w wierze chrześcijańskiej, ale na początku tego świadectwa zwracam uwagę na to, że oprócz takiego znaczenia słowa te mają dla mnie wyraz egzystencjalny, praktyczny, realny i żywy. Dopiero w tak szerokiej perspektywie mają sens.
Dlaczego to właśnie ja straciłem nogę w wypadku komunikacyjnym? Jakim byłem człowiekiem przed wypadkiem? Jakim jestem teraz człowiekiem z doświadczeniem przeżytego wypadku? Jaki będę? Oto pytania, które nadal sobie zadaję.
"Zostałem powołany zanim się urodziłem"
Była sobota, dzień po moich egzaminach pisemnych maturalnych. Jechałem na motorze z domu do sklepu rodziców, załatwić ważną sprawę. Na terenie wiejskim podczas skrętu z głównej drogi w prawo w boczną drogę z tyłu najechał na mnie samochód osobowy. Kiedy obudziłem się w szpitalu, byłem bardzo zaskoczony. Pomyślałem: gdzie jestem? Dlaczego tak ciężko jest mi wstać z łóżka. Poodpinałem z klatki piersiowej elektrody monitujące pracę mojego serca, zacząłem ruszać nogami. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że mam amputowaną lewą nogę. Do prawego boku miałem podłączone dreny płuc. W krtani miałem rurkę, która pomagała mi oddychać. Nic nie pamiętając z dnia wypadku, w ciężkim stanie powoli odzyskiwałem pamięć, dowiadywałem się od mamy historii wypadku. Dowiedziałem się, że amputacja nogi nie była rzeczą najgorszą. Ważniejszą było ratowanie mojego życia. W pierwszych tygodniach po wypadku przeżywałem ogromny ból fizyczny, potem pojawił się psychiczny. Nie mogłem się pogodzić z faktem, że muszę zmienić swoje plany na dorosłe życie. Po maturze planowałem studia w Wyższej szkole Policyjnej w Szczytnie. Wszystkie testy sprawnościowe oraz wyniki badań lekarskich wyszły bardzo dobrze. Zostało tylko dobrze napisać egzamin teoretyczny. Ból spotęgował fakt, że cała moja rodzina myślała wtedy, że jednak będę księdzem i po egzaminach maturalnych wstąpię do seminarium duchownego. Pamiętam słowa wypowiadane do mnie, nastoletniego chłopca "idź na księdza, będzie ci się lekko żyło". Po wypadku nie miało już nic sensu. Czekała mnie długotrwała rehabilitacja, egzamin maturalny ustny w szpitalu oraz wybór kierunku innych studiów niż zaplanowałem. Okazało się, że muszę poddać się jeszcze reamputacji. Potem były trudne chwile z nauką chodzenia. Zmierzając się z tym zacząłem myśleć o studiach. Wybrałem kierunek Pedagogika Specjalna na Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Do dzisiaj nie umiem powiedzieć dlaczego wybrałem ten kierunek. Nieświadomie chyba był on związany z doświadczeniem wypadku.
W tej części mojego świadectwa jest wiele niespójności, rzeczy niejasnych niedopowiedzianych, może bezsensownych. Ale takie po prostu wtedy było moje życie.
Najważniejsze osoby, które pomogły mi przetrwać ten czas, to rodzice i ich słowa "cokolwiek zdecydujesz o swoim życiu, będziemy blisko ciebie i będziemy się starać ci pomagać", koledzy i koleżanki z liceum. Ważne w tym samym czasie stały się dla mnie słowa znajomego księdza, który powiedziałi: "Pan Bóg dotknął właśnie ciebie takim wydarzeniem, ponieważ wiedział, że tylko ty poradzisz sobie".
Potem nadszedł czas "Sursum Corda"
To była walka ze słabością fizyczną i psychiczną. Zmaganie się podczas studiów z barierami architektonicznymi. Uczenie się jeżdżenia na rowerze, powrót na drogę za kierownicą samochodu. Godzenie się z faktem, że już nigdy w życiu nie będę mógł biegać, skakać, chodzić po górach, uprawiać sporty, które do tej pory uprawiałem.
Byłem niezłym studentem. W czasie studiów ukończyłem kilka dodatkowych kursów podnoszących umiejętności zawodowe. Potem poznałem wspólnoty "Wiara i Światło", dzięki znajomości z osobami z niepełnosprawnością intelektualną znalazłem pracę w Środowiskowym Domu Samopomocy. Nadal jednak nie wiedziałem co będę robił po ukończeniu studiów. Nadal myślałem o wstąpieniu do klasztoru. W tym czasie odbywała się peregrynacja relikwii św. Antoniego z Padwy. Relikwie przybyły do klasztoru ojców franciszkanów w Krakowie. Drugą niezwykłą historią, która wydarzyła się w moim życiu w tym samym czasie było spotkanie na basenie, jak się potem okazało z księdzem. Po prostu podszedł do mnie w szatni nieznajomy człowiek i wręczył mi obrazek Najświętszej Rodziny. Pomyślałem wtedy tak: Pan Bóg nie dokona za mnie wyboru - czy będę księdzem czy będę żył w rodzinie. Ale pokazuje mi wyraźnie, że jest blisko i będzie przy mnie zawsze blisko, bez względu na moje wybory. Poznałem wtedy moją przyszłą żonę. Po ślubie zamieszkaliśmy w ciasnej garsonierze i mieliśmy dylemat czy najpierw zaplanować dzieci, czy poszukać większego mieszkania. Pierwsza urodziła się córka, a potem z dużym szczęściem znaleźliśmy większe mieszkanie. Potem urodziła się druga córka. Teraz pracuję w Chrześcijańskim Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych, ich Rodzin i Przyjaciół "Ognisko". Biuro gdzie pracuję znajduje się w parafii najświętszej Rodziny. Sursum Corda w moim życiu ma duży sens.
Życie teraz ma sens.
Starsza córka, która teraz ma cztery lata, często pyta mnie dlaczego nie mam jednej nogi? Prosi o opowiedzenie historii mojego wypadku, więc opowiadam, nawet ze szczegółami.
"Duchowość"
Przed wypadkiem znaczyła dla mnie coś innego niż teraz. Może to być związane z upływającym czasem, ale również ma na to wpływ doświadczenie wypadku. Teraz zwracam również uwagę na estetykę. Kiedy otrzymałem próbną protezę, pierwszą w której uczyłem się chodzić ( kilka razy cięższą od naturalnej nogi, składającą się z grubej rury połączonej z plastikowogumową stopą i ze stawem kolanowym, który spełniał swoją funkcję w sposób podobny jak zawiasy u drzwi oraz z leja do którego wkładałem kikut, ciągle raniącego moje ciało aż do krwi ) widziałem sztuczną nogę, część imitacji ciała bez duszy. Jak to możliwe, żeby człowiek łączył się z materią w takim bliskim kontakcie i nie przeżywał nieprzyjemnych uczuć i emocji? To jest niemożliwe. Po doświadczeniu używania w życiu protezy przekonałem się, że "w całym ciele człowieka jest tchnienie ducha". Ciało cierpi, kiedy brakuje choćby najmniejszej jego części do tego stopnia, że w moim odczuciu ciała po amputacji nogi w dalszym ciągu czuję palce stopy, piętę, ruchy stawu kolanowego. Na pewno te wrażenia są spowodowane funkcjami neurologicznymi odbieranymi z ciała, ale jeśli działa na psychikę, głęboko dotykając tego co niewidzialne w człowieku!? Człowiek jest nieśmiertelny. Dusza ludzka jest nieśmiertelna.
Teraz mam protezę, która przypomina kształt i funkcję naturalnej nogi. Jest lekka, estetyczna i funkcjonalna w fizjologii naturalnych stawów. Taka proteza wpłynęła na uspokojenie mojego wnętrza. To doświadczenie pokazuje, że przedmioty, miejsca i wydarzenia wpływają znacząco na duchowość ludzką. Estetyka otoczenia w którym przebywamy, funkcjonalność, jakość wykonania i ładność urządzeń, których używamy na co dzień dają tchnienie ducha.
"Psychologia życia"
Niepełnosprawność obudziła moją słabość, która teraz wyraża się w wewnętrznym lęku, gniewie, złości, nawet agresji, bezradności i obawach. Boję się, ponieważ nie potrafię chodzić tak szybko jak zdrowi ludzie. W czasie studiów podczas przemieszczania się z jednych zajęć na inne zawsze byłem w tyle. Inni daleko byli w przodzie, a ja ze złością starałem się ich gonić i cała moja uwaga jedynie na tym była skupiona. Bardzo cierpiałem z tego powodu czułem się zostawiony. Podczas spacerów, wycieczek skupiałem dużo uwagi na tempo chodzenia, zawsze wracałem bardziej zmęczony niż wypoczęty. Lęki takie przenosiły się na inne obszary mojego życia. Wywoływały agresję skierowaną na samego siebie za niepełnosprawność, cierpienie niemoc w wyrażaniu przeżywanych uczuć. Gniewałem się na nieznajomych ludzi, którzy w mojej wyobraźni patrzyli jak chodzę, oglądali się za mną. Był czas kiedy takie uczucie było dla mnie nie do zniesienia. Obawiałem się, że jestem "gorszy". Teraz obawiam się, że mogę nie nadążać za swoimi dziećmi, które już teraz chodzą szybciej ode mnie choć są małe. Gniewam się, że nie będę mógł uczyć ich jeżdżenia na rowerze, biegania, podskakiwania. Jest mi smutno, że nie będę mógł z nimi grać w piłkę.
Dzisiaj czuję się szczęśliwy. Mam własny dom, żyję z żoną i dwoma córkami, które bardzo kocham. Mam pracę, którą bardzo lubię. Spotykam się z przyjaciółmi. Rozwijam swoje zainteresowania. Czasami wydaje mi się, że przekraczam samego siebie. Jestem silny, ale tak jak każdy człowiek słaby, bezbronny, gniewny, zły, agresywny, smutny. Prawdopodobnie korzenie mojej słabości tkwią w mojej nieświadomości, w sposobie przeżywania własnej niepełnosprawności i własnej interpretacji jej przeżywania. Doświadczanie siły, słabości, agresji, miłości, lęku, bezpieczeństwa, przyjaźni i wrogości w moim życiu rozgrywa się bez udziału niepełnosprawności.
Teraz nie wyobrażam sobie życia bez swojej niepełnosprawności.
Antoni Zawadzki
Mózgowe porażenie dziecięce | Rodzeństwo | Bliźniaki | ||||||||
|
|
|
ChSON "Ognisko" | ul. Lubelska 21 | 30-003 Kraków
tel. +48 12 423 12 31 | faks: +48 12 422 96 38 | e-mail: biuro@ognisko.org.pl